niedziela, 9 października 2011

Czy może być więcej dzieci?

W Polsce po 1989 rodzi się zbyt mało dzieci. W każdym z ostatnich 21 lat był niedobór urodzeń, który łącznie sięga już kilku milionów. Liczba ludności pozostała jednak bez zmian, bo wskutek wzrostu średniej długości życia przybyło nam kilka milionów starszych. Na razie ta zmiana demograficzna nie była bolesna, bo ci z roczników 1990 i dalszych w większości wciąż jeszcze się uczą. Skoro jest ich mniej, to oszczędzamy na utrzymaniu, wychowaniu i wykształceniu przyszłych pokoleń. Ale to ostatnie chwile. Czy rządzący Polską mają świadomość katastrofy? Z pewnością tak. Dlaczego więc nic z tym nie robią?
Wyobraźmy sobie, że płyniemy ogromnym statkiem pasażerskim, który na pełnym morzu doznał poważnej awarii, grożącej zatonięciem. Tymczasem nie widać, by dowództwo statku podejmowało jakieś zdecydowane działania. Wprost przeciwnie, choć statek powoli nabiera wody, to dowództwo z uśmiechem uspokaja nas, że jest dobrze. W takiej sytuacji powinniśmy w pierwszej kolejności wziąć pod uwagę możliwość, iż dowództwo oceniło, że nie potrafi uratować statku, bo ma za mało kwalifikacji, ani pasażerów, bo ma za mało szalup ratunkowych, więc uspokaja wszystkich, a gdzieś tam po cichu szykuje szalupy tylko dla siebie. Obawiam się, że tak właśnie mamy w Polsce (i innych krajach). Gwałtowny wzrost kursu franka szwajcarskiego może wskazywać, że elity usiłują dziś naiwnie zabezpieczyć tam majątki.
Katastrofa demograficzna to nie tylko problem Polski, ale całej Unii Europejskiej i wielu innych państw świata. Zagraża też ona wszystkim naszym wschodnim sąsiadom (krajom nadbałtyckim, Rosji, Ukrainie, Białorusi). Jednak tylko Białoruś jest dziś na tyle potężna, by się katastrofie przeciwstawić. Piszę nie po to, by ją tu reklamować, ale byśmy wiedzieli, jak musi wyglądać prawidłowa akcja ratownicza w sytuacji katastrofy demograficznej.
Zacznę od faktów. Najważniejszym wskaźnikiem demograficznym jest współczynnik dzietności kobiet. Jest to liczba informująca, ile urodzonych dzieci przypada na statystyczną kobietę w całym jej życiu. Aby liczba ludności nie zmieniała się, na 100 kobiet musi przypadać 100 żywo urodzonych córek. Ponieważ na 100 dziewczynek rodzi się w Polsce 107 chłopców, więc na 100 kobiet musi przypadać 207 dzieci. Daje to współczynnik dzietności 2,07 (dzieci na jedną kobietę).
W 2010 Polska miała współczynnik dzietności 1,38 i malał on (w 2009 było 1,40). Za 2011 należy spodziewać się dalszego spadku, bo leci w dół liczba urodzeń. W pierwszym półroczu 2011 było ich w Polsce o 7,6 proc. mniej niż rok wcześniej. Dla odmiany Białoruś w 2010 miała współczynnik dzietności 1,45 i rósł on. W 2011 prawdopodobnie będzie jeszcze wyższy. Problem demograficzny jest więc poważniejszy w Polsce niż na Białorusi. Mimo to, w porównaniu z Białorusią, u nas nie robi się nic.
Sprawą fundamentalną jest mieszkanie. Na Białorusi państwo ma obowiązek dać mieszkanie każdemu, kto go nie ma. Musi ono mieć przynajmniej 15 mkw. na osobę. Jedynym wyjątkiem jest stolica - Mińsk, gdzie niedawno obniżono ten próg do 10 mkw. na osobę, bo zbyt duży jest napór na zamieszkanie tam, czemu trudno się dziwić, bo to wspaniałe miasto. W Mińsku, ludniejszym od Warszawy, mieszka dziś ponad 20 proc. całej ludności Białorusi. Gdyby tak miało być w Polsce, to w Warszawie musiałoby mieszkać 8 mln ludzi, a mieszka 1,7 mln.
Praktycznie na całej Białorusi potrzebujący dostaje mieszkanie bez czekania. Czekać trzeba tylko w Mińsku. Za mieszkania płaci się czynsz i opłaty śmiesznie niskie w porównaniu z Polską, bo są one potężnie dotowane przez państwo. Lokator może mieszkanie czy dom wykupić od państwa na kredyt. Rodzinom z dziećmi na utrzymaniu państwo umarza częściowo raty kredytu (tzn. państwo samo płaci bankowi część rat). Jeszcze niedawno było tak, że umarzano po 20 proc. raty za każde dziecko na utrzymaniu. Ostatnio zmieniono to. Teraz za trójkę dzieci umarzane jest 75 proc. rat, zamiast 60 proc., a za czwórkę 100 proc. zamiast wcześniejszych 80 proc. To jest ogromna pomoc finansowa dla rodzin wielodzietnych. Gdy rodzina z czwórką dzieci wybuduje dom na 30-letni kredyt, to nim te dzieci pokończą studia, państwo w praktyce samo spłaci już 80 proc. kredytu.
Kolejną ważną sprawą jest zasiłek dla matki wychowującej w domu dzieci do lat trzech. Od stycznia 2012 taka matka otrzyma miesięcznie 35 proc. średniej płacy za jedno dziecko i po 40 proc. za każde następne. Jeśli więc matka będzie siedzieć w domu z dwójką dzieci do lat trzech to otrzyma 75 proc. średniej płacy (w Polsce musiałoby to być jakieś 2.500 zł). Przy trójce dzieci matka dostanie 115 proc. średniej płacy (w Polsce - 3.800 zł). Oczywiście zasiłek jest tylko na dzieci do lat trzech, bo potem mają iść do przedszkoli, w których są miejsca dla wszystkich dzieci, ich czas pracy jest długi, opłaty groszowe a wielodzietni i niezamożni nie płacą nic.
Wymieniłem tylko główne czynniki wsparcia białoruskich rodzin, a są jeszcze dziesiątki mniejszych. Nieporównanie wyższe becikowe niż w Polsce. Bezpłatne obiady szkolne dla wszystkich dzieci, a dla mniej zamożnych i wielodzietnych także bezpłatne śniadania i podwieczorki. Podręczniki szkolne wypożyczane są przez szkołę za groszową opłatą. W klasach I-VI średnio ok. 10 zł za komplet podręczników na cały rok szkolny, a w klasach VII-XI średnio 20 zł. Są jeszcze różnorodne zasiłki na rozpoczęcie roku szkolnego, na wakacje etc.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że nikt na Białorusi nie martwi się o pracę dla dzieci. Praca jest dla wszystkich, a wręcz państwo martwi się skąd brać ludzi na wolne miejsca pracy. Białoruś, w odróżnieniu od Polski, ma dodatnie saldo migracji, czyli więcej ludzi osiedla się na Białorusi niż ją opuszcza, ale to wciąż za mało. Rąk do pracy wciąż brakuje.
Czy Polskę stać na białoruską politykę prorodzinną? Musi nas być stać!
Piotr Badura
Tekst ukazał się w dwutygodniku "Beczka"

I Głogóweckie Starcia Kulturalne

         W niedzielę 18 września br. członkowie Bractwa Sorontar Ziemi Głogóweckiej zaprosili, po raz kolejny w tym roku, mieszkańców Głogówka na imprezę przez siebie zorganizowaną. Tym razem, wraz z zespołem teatralnym działającym przy głogóweckim Domu Kultury „Chłopcy Pana Janka”, zaprosili na I Głogóweckie Starcia Kulturalne, było to połączenie różnych działań z wielu dziedzin kultury. Patronat artystyczny nad imprezą objął aktor Teatru Lalki i Aktora w Opolu Krzysztof Jarota.
         Najwięcej na imprezie było teatru – były trzy spektakle wyreżyserowane przez Waldemara Lankaufa oraz spotkanie z Krzysztofem Jarotą. Pierwszy spektakl, niejako otwierający całą imprezę, to „Idiota” wg. Muzy Pawłowej opisujący biurokratyczne nonsensy w bolszewickiej Rosji lat trzydziestych ubiegłego wieku. Spektakl był nagradzany na wielu przeglądach i festiwalach teatralnych, a aktorzy: Adam Otremba i Paweł Poźniak niedzielną grą udowodnili, że nagrody otrzymywali nieprzypadkowo. Zobaczyliśmy również sztukę „Okno” wg. Ireneusza Iredyńskiego w wykonaniu aktorów teatru Nienażarty z MOK w Kędzierzynie – Koźlu oraz plenerowe wykonanie sztuki „Na pełnym morzu” wg. Sławomira Mrożka w wykonaniu aktorów teatru „Chłopcy Pana Janka”.
         Oprócz teatru było również wiele innych działań artystycznych. Widzieliśmy pokazy tańca breakdance w wykonaniu grupy „Beat Killaz” z Raciborza, była możliwość obejrzenia premier filmów studenta III roku wydziału reżyserii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach Kordiana Kądzieli, był koncert smyczkowy, pokaz fireshow. Sztukę ulicznego graffiti przybliżył Konrad Honkisz, a całej imprezie specyficznego charakteru dodawała muzyka (hip - hop, reagge) towarzysząca widzom przez cały czas. Zobaczyć można było wystawę zdjęć, kupić koszulkę z napisem I love Głogówek, zagrać w plenerowe szachy, napić się kawy, czy zjeść ciastko. Impreza naprawdę udana i zorganizowana profesjonalnie.
         Wielkie słowa uznania należą się młodym zapaleńcom (w najlepszym tego słowa znaczeniu) z Bractwa Sorontar. Po raz kolejny udowodnili, że chcieć to móc! Mieszkańcy Głogówka mocno komplementowali organizatorów często wspominając poprzednie ich działania kulturalne (majowa SORONTARIADA zorganizowana na terenie Zespołu Szkół, sierpniowy Konwent Sorontar na głogóweckim zamku, a nie należy zapominać, że organizowany przez nich LARP przyczynia się do reklamy miasta w całej Polsce). Wyrazy szacunku za organizację tych imprez!
Tygodnik Prudnicki 21.09.2011