czwartek, 31 marca 2011

Należy utwardzić parking na Spółdzielczej!

         Parkomaty w Głogówku uruchomiono w 2008 roku i od tego czasu problem mają nie tylko kierowcy, ale także mieszkańcy okolicznych uliczek.
         Mieszkańcy bloków spółdzielczych narzekają, że na ich podwórkach parkują „obce” samochody, a oni nie mają gdzie postawić swoich samochodów. Wprawdzie burmistrz proponował, jak doniosła w roku ubiegłym Nowa Trybuna Opolska (z 6 maja 2010r), Spółdzielni Mieszkaniowej: „aby ogrodziła swoje tereny i wprowadziła bramy wjazdowe”, jednak nie dość, że to dość kosztowne, byłoby dalszym ograniczaniem ruchu samochodowego i pieszego.
         Przy ul. Spółdzielczej znajduje się mały parking na kilkanaście samochodów. Odległość od Rynku niezbyt duża, więc cieszy się on sporą popularnością. Jest jednak jeden problem – podczas roztopów, czy po opadach deszczu wjazd na parking zamienia się w błotną kąpiel!
Pan Andrzej mówi: Kilka razy dziennie muszę załatwiać swoje sprawy na Rynku i nie chcę za każdym razem płacić „haraczu” parkomatom. Jednak, gdy ten parking zmienia się w „bagno”, zaoszczędzone pieniądze tracę na myjnię! Biednemu zawsze wiatr w oczy!
         A przecież wystarczy ten kawałek zalać asfaltem (wybrukować, lub w ostateczności zawieźć trochę tłucznia!) i problem zniknąłby jak za sprawą zaczarowanej różdżki. Koszt byłby niewielki, gdyż utwardzenia wymaga tylko środek placu, ponieważ boki są już zalane betonem. Trzeba tylko chcieć!
TP 16 marca 2001

„Ruscy” w Głogówku

Wspomnienia Joachima Georga Gerlicha
opr. Janusz Wiszniewski
         Gdy późną wiosną 1945 roku wróciłem z czechosłowackiego obozu internowania do rodzinnego Głogówka zastałem tutaj liczny garnizon wojsk radzieckich.  Już następnego dnia po powrocie zostałem „zaangażowany” jako pomoc kuchenna przez sztab wojsk lotniczych rezydujących na głogóweckim zamku.
Jako „chłopiec kuchenny” otrzymałem przepustkę z wielką pieczęcią z czerwoną gwiazdą, na której widniało m. in. po rosyjsku moje imię – Jefim. Wnet okazało się, że to arcyważny dokument, który nie tylko dawał prawo swobodnego poruszania się (także nocą) po mieście i okolicy, ale także dzięki niemu wzrósł mój autorytet wśród niewiast. Niejedna z nich szukała „bliskości” mojej osoby wieczorem i w nocy właśnie ze względu na ową przepustkę. Zdarzało się bowiem często, że samowolne sołdackie patrole, pod pretekstem szukania żołnierzy niemieckich lub kontroli sanitarnej, wchodziły do domów w poszukiwaniu młodych kobiet. Wtedy to, jako posiadacz przepustki, strasznie „gębowałem”, przeklinałem po rosyjsku i wymachując ową przepustką groziłem poskarżeniem się u „naczalnika” kuchni, który był postrachem całego garnizonu. Uspokajano mnie i mówiono, że to naprawdę tylko pomyłka. Niejedna niewiasta i dziewczyna była mocno zobowiązana za to przedstawienie, ale nie korzystałem z tych „adoracji”, gdyż miałem 14 lat i „do tych spraw” było jeszcze bardzo daleko.
Po pracy w zamku, czyli obieraniu na akord kartofli oraz wyjazdach z żołnierzami sowieckimi na okoliczne pola w celu „zorganizowania” żywności, zostałem oddelegowany do pięknej radzieckiej lekarki wojskowej mieszkającej w domu Łaciaka przy Hellbergu w celu poduczenia jej w języku niemieckim i angielskim. Dzięki temu uzyskałem „przywilej” korzystania z klozetu oficerskiego (tak samo jak i dla szeregowców był to klozet zbiorowy!). Początkowo trochę się wstydziłem korzystać z tego przywileju, gdyż nie dość, że klozet zbiorowy, to korzystały z niego w tym samy, czasie również kobiety!
Codziennie z okien zamkowej kuchni widać było zwłoki żołnierzy radzieckich przywożone z okolicznych pół, lub ze szpitala mieszczącego się w liceum (obecnie Zespół Szkół przy ul. Powstańców Śląskich). Pośród mieszkańców Głogówka rozpowszechniona była plotka, jakoby „zbyt” długim trupom ucinano głowy przed włożeniem do trumny. Zapytałem o to „moją” lekarkę (starszy lejtnant). Odpowiedziała, że czyni się tak ze względów ekonomicznych!
Żołnierze radzieccy zamkowy staw traktowali jak swój letni basen. Zawsze było tam bardzo wesoło: śmiechy, chichy serdeczne poklepywanie po pupach itp. Nigdy nie widziałem tylu nagich kobiet w jednym miejscu (!). Naturalnie mężczyźni kąpali się także nago, co mnie jednak mniej interesowało. Trzeba jednak powiedzieć, że panował tam wielki rygor – nad brzegiem stawu zawsze obecna była żandarmeria wojskowa, która pilnowała „moralności socjalistycznej”. Gdy pewnego razu chciałem skorzystać z możliwości wspólnej kąpieli zjawiła się rosyjska piękność z policji wojskowej, która zwróciła mi uwagę, że kąpielówki należy zdjąć, gdyż jest równouprawnienie!
Domy położone przy dzisiejszej ulicy Kościuszki zajął batalion rekonwalescentów. „Letnie ubranie wyjściowe” zwykłych żołnierzy składało się z czystych białych zimowych kalesonów, białej podkoszulki, butów żołnierskich i furażerki. W takim stroju wchodzili na drzewa owocowe, a później zaglądali w czasie mszy do kościołów – „Farorz się złościli, a Lud Boży był wesoły”. Rekonwalescenci - podoficerowie nosili eleganckie poniemieckie pidżamy, a oficerom przysługiwał nowy cywilny szlafrok i oficerska wyjściowa czapka.
Pamiętam pierwszy bal na zamku. Kobietom – żołnierkom rozdano nowiusieńkie poniemieckie koszule nocne – im wyższy stopień, tym ozdobniejsza koszula!
Pewnego dnia zostałem wysłany do dawnego domu starców – robotników rolnych hrabiego von Oppersdorffa na Paulińskich Łąkach. Odbywał się tam „konkurs” na stanowisko starszego pastucha. Tam bowiem radzieckie wojsko utrzymywało stado krów skonfiskowanych aż na dalekich Węgrzech. Mieszkały tam również tubylcze dojarki. Wśród kandydatów na to stanowisko byli również i ludzie starsi, którzy służyli w Volkssturmie, Ja byłem najmniejszy i najmłodszy, jednak według „kryteriów” naszego politruka „konkurs” wygrałem! Powodów było chyba kilka: znałem najwięcej języków (obok niemieckiego angielski i łacina), miałem ukończone najwięcej klas gimnazjalnych, wiedziałem, że radziecki minister sprawa zagranicznych nazywa się Mołotow, a przede wszystkim nie należałem do Hitlerjugend (bo byłem za młody!). Na znak mojej „godności” dostałem wielką nahajkę i do dyspozycji wielkiego oswojonego węgierskiego wołu, który był moim ersatz – koniem. Kolegom, którzy zostali zwykłymi pastuchami „sowieckiej armii” politruk zagroził ostrymi karami w wypadku, gdyby nie słuchali moich rozkazów. W pracy musieliśmy być najpóźniej o godzinie piątej, by zagonić krowy do dojenia, później wygnać je na cały dzień, obojętnie czy był upał, czy też ulewa, na pobliskie łąki. Ponieważ Osobłoga uchodziła za skażoną przez cały dzień piliśmy tylko mleko, w związku z tym mieliśmy bezustannie biegunkę. Wieczorem spędzaliśmy bydło na dojenie, a my mogliśmy udać się do domów na spoczynek. Niekiedy dostawałem „prikaz”, by jedną krowę zostawić na łąkach. Wiem, że była ona, za wódkę, sprzedawana jakiemuś śląskiemu bauerowi, lub rolnikowi – zabużaninowi. Musiałem wtedy pisać protokół, że krowa zdechła.
Pewnego razu zachorowałem na tyfus i żółtaczkę i musiałem przeleżeć w łóżku prawie pół roku. Była późna jesień, gdy prawie cały garnizon radziecki opuścił, przy dźwiękach orkiestry wojskowej, Głogówek. „Ruscy” opuścili także budynki przy mojej ulicy Sobieskiego, na zapleczu której nie raz, nie dwa lądował jednomotorowy samolot (lotnisko było w Rozkochowie).
2
TP 16 marca 2011r
        

Powstało nowe forum internetowe Głogówka

Klika dni temu w Internecie pojawiła się strona, na której można komentować bieżące wydarzenia w Głogówku. Na razie nowe forum dopiero rozpoczyna działalność, ale jeśli znajdą się chętni do wypowiadania czytelnicy to pomysł może okazać się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.
- mam nadzieję, że strona spełni oczekiwania, jako niezależne forum Głogówka - napisał do nas pomysłodawca.

Forum dostępne jest pod adresem: http://www.glogowek.pun.pl/.
St. Stadnicki


wtorek, 29 marca 2011

Dariusz Kolbek o źle obliczonych dietach

Moje zdanie na temat diet radnych RM w Głogówku

W Głogówku radni Rady Miejskiej muszą zwracać pieniądze za pobranie zbyt wysokich diet.  O tym, że diety były za wysokie mówiłem wiele razy. Szczególnie wysoki ich wzrost nastąpił w poprzedniej kadencji, bo prawie dwukrotny, z około 500 zł na początku kadencji do prawie 1000 zł na jej koniec. Ale to był zestaw obowiązkowy tj. sesja i dwie komisje. Zdarzało się jednak że liczba sesji i komisji wzrastała a co za tym idzie suma diety znacznie wzrastała. Wraz z tym wzrastały diety radnych, którzy pełnili jakieś funkcje w Radzie tj. Przewodniczący Rady, Komisji Stałych i ich zastępcy.
Np. Przewodniczący Rady pobierał w 2010r dietę w wysokości 1777,95zł, a na początku kadencji tj. w 2006 roku tylko 899,10zł. Dieta Radnego wzrosła z 179,82 zł w 2006r do 329,25zł w 2010r. Diety wzrastały nie tylko w związku ze wzrostem minimalnego wynagrodzenia, ale i w wyniku podjęcia uchwały o wzroście procentowym diety w stosunku do minimalnego wynagrodzenia tj. z 20% do 25% jeśli chodzi o stawki dla szeregowego radnego za udział  w sesjach i komisjach oraz z 100% do 135% dla Przewodniczącego Rady i z 20% do 30% Przewodniczących Komisji i ich zastępców za prowadzenie posiedzeń komisji. Przewodniczący Komisji lub jego zastępca brał w 2010r za prowadzenie komisji 395,10zł. Niestety nie było żadnego wśród Rajców Głogówka, który próbowałby ten wzrost zahamować. A diety rosły wraz ze wzrostem minimalnego wynagrodzenia.
Najlepszym sposobem byłoby zamrożenie wzrostu diet. Być może radni uważali, że jest dobrze, więc zasługiwali na wzrastające diety? Może ten nieuzasadniony wzrost diet związany był z podwyższaniem pensji Burmistrza? Na sesji 30.06. 2008 r głosowano wzrost diet dla radnych i pensji dla Burmistrza, obie uchwały przeszły bez głosów sprzeciwu. Czy nie była to czasem transakcja wiązana?
 Na ostatniej sesji tj. 10.03. 2011 r radni o 30 zł obniżyli sobie stawki diet za posiedzenia komisji i sesji. Wycenili swoją pracę za sesję i w komisję po 300 zł. Ba, nawet ograniczyli swoje diety do nieprzekraczalnych 900zł miesięcznie za wszystkie posiedzenia komisji i sesji. Ale w tym miejscu zadam pytanie, a co będzie jeśli tych sesji i komisji będzie więcej, przytrafi się jeszcze komisja nadzwyczajna. Radny wiedząc, że już wyrobił swoje tj. 900zł może sobie to „ponad” odpuścić, bo za to już nie będzie wynagradzany. Znów coś nie tak z uchwałą dotyczącą diet. Powiem tak, te 30 zł to ochłap, na pewno nie zadowoli wyborców świadomych tego, co się stało i tego, co się dzieje. A takich ludzi jest coraz więcej.
Zasada jest prosta, jaka praca taka płaca, ale nijak ma się to do naszej rzeczywistości. Okazuje się, że radni muszą zwracać część pobranych diet, bo nie mieli prawa, aby uchwalić sobie ich aż tak wysokich.
Zadam więc pytanie: kto za to odpowiada? Radni, którzy (jeśli ich przyzwoitość mówi - dlaczego nie?) wyciągają rękę po pieniądze podatników? Osoby, które przygotowują i kontrolują uchwały, dbają o finanse Gminy w Urzędzie Miejskim? Burmistrz? Nadzór Wojewody? Ciekawi mnie też, co na to RiO, które przeważnie przy uchwałach budżetowych i absolutoriach nie widzi niczego co by mogło je odrzucić.
Warto też dodać, że niektórzy z radnych poprzedniej kadencji zasiedli ponownie w Radzie Miejskiej. Jeden z nich jest obecnie Przewodniczącym Rady a w poprzedniej kadencji był szefem Komisji Rewizyjnej, szczególnie ważnej, ba ma za zadanie kontrolować m.in. uchwały, finanse gminy. A tutaj widać, że było coś nie tak i z uchwałą i z finansami gminy. A takich awansów jest więcej.
Dlaczego zabrałem głos w tej sprawie? W poprzedniej kadencji dochodziły do mnie niepokojące głosy o wysokość diet radnych Rady Miejskiej w Głogówku. Poprosiłem więc w Urzędzie Miasta w Głogówku o dane dotyczące wysokości diet radnych i zmian tych diet w trwającej kadencji. W pierwszej chwili nie chciano mi udzielić odpowiedzi na te pytania, dopiero na moje pisemne zapytanie, z uzasadnieniem, że są to informacje jawne, ponieważ chodzi o pieniądze z naszych podatków, odpowiedź otrzymałem. Ta nie bez przeszkód otrzymana odpowiedź bardzo mnie zaniepokoiła, bo potwierdzała docierające do mnie informacje. Zdziwiło mnie, że w tak małej gminie, w której raczej mamy regres, a uprawiane „igrzyska” to tylko wydatki, radni mają tak wysokie diety. Zdziwiło mnie też, że w kadencji tej radni podnosili swoje diety, że czasem w miesiącu było więcej niż jedno posiedzenie komisji i sesji, za które dodatkowo radni brali diety. Diety te były wyższe niż w Radzie Powiatu! Ale tutaj (w Radzie Powiatu) radni podjęli uchwałę zamrożeniu diet, którą poparłem mimo, że byłem radnym opozycji, a niektórzy radni z koalicji rządzącej byli za jej wzrostem. Ale widać, zdrowy rozsądek wygrał. W listopadzie w tej sprawie wypowiedziałem się w Telewizji Opolskiej. Niestety nie dało to do myślenia rządzącym gminą Głogówek! A może był to temat niewygodny przed wyborami? Po co się narażać innym, po wyborach może być różnie?
I tak Głogówek doczekał się tego żałosnego spektaklu dotyczącego diet radnych. Szkoda tylko, że po wyborach. I szkoda jeszcze jednego, że takie słowa jak Bóg, Honor, Ojczyzna dla wielu nie znaczą już nic, a szczególnie osób pełniących funkcje publiczne.

Dariusz Kolbek
Radny Prawa i Sprawiedliwości
Rady Powiatu Prudnik
TP 23 marca 2011r

Źle obliczyli diety!

         Głogóweccy radni tej i poprzedniej kadencji muszą oddać część pobranych diet. Kwoty wahają się od 215 złotych do 9 500 złotych.
         W dniu 30 czerwca 2008r. Rada Miejska w Głogówku podjęła Uchwałę Nr 167/2008 w sprawie wysokości oraz zasad wypłacania diet. W Uchwale mówi się, że dieta wynosi 25% minimalnego wynagrodzenia za każde posiedzenie Rady Miejskiej, komisji i doraźnego zespołu. Przewodniczący Komisji lub jego zastępca otrzymuje 30% minimalnego wynagrodzenia, a Przewodniczący Rady Miejskiej otrzymuje dietę miesięczną w wysokości 135% minimalnego wynagrodzenia. Wysokość diet przekroczyła dopuszczalne prawem maksimum.
W dniu 2 marca br. Burmistrz Głogówka wystosował do radnych wezwanie do zwrotu odpowiednich kwot „z tytułu wypłaconych diet za lata 2008 i 2009 w zawyżonej wysokości w stosunku do miesięcznej maksymalnej kwoty określonej na podst. art. 25 ust. 6 o samorządzie gminnym z dnia 08 marca 1990roku”. W Wezwaniu czytamy, że radni mają siedem dni na wpłacenie tej kwoty (w piśmie tym nie ma żadnej adnotacji o konsekwencjach niewpłacenia nadpłaty).
W dniu 10 marca br. na sesji Rady Miejskiej ustalono nowe stawki za pracę radnych (300 złotych za sesję, komisję, nie więcej jednak niż 900 złotych miesięcznie, przewodniczący komisji i ich zastępcy – odpowiednio więcej).
Trochę to dziwne, że od czerwca 2008 roku nikt nie skontrolował wysokości pobieranych diet, ktoś także musiał te stawki zaopiniować pod względem zgodności z prawem.
Dziesięć lat temu, podczas grudniowej sesji RM ustalono nowe stawki diet. Podniesiono je wtedy z 15% do 20% najniższego wynagrodzenia. Wywołało to nieprzychylne komentarze (np. w Echu Gmin). Z uchwałą głosowało 14 radnych, 2 było przeciw, a 3 się wstrzymało od głosu. W 2008 roku uchwała została przegłosowana jednogłośnie.
TP 16 marca 2011r
        

niedziela, 20 marca 2011

Komitet doradców Burmistrza

W styczniu Andrzej Kałamarz – burmistrz Głogówka powołał do istnienia Społeczny Komitet Doradców przy burmistrzu Głogówka. Komitet będzie mógł składać własne projekty uchwał.
Pozostali burmistrzowie z powiatu prudnickiego nie zamierzają naśladować tego pomysłu. Wójt gminy Lubrza przed powołaniem takiej grupy skorzystałby z rady… radnych.
Prawo składania projektów uchwał przez komitet doradców ma charakter nieformalny, gdyż zgodnie ze Statutem Gminy Głogówek mogą to robić jedynie
radni oraz burmistrz „chyba że przepisy prawa stanowią inaczej”. W niektórych miastach w Polsce radni stosowną uchwałą rozszerzyli inicjatywę uchwałodawczą na grupy mieszkańców przekraczające wskazaną liczbę osób, od kilkudziesięciu po kilkaset, w zależności od potencjału demograficznego samorządu. Od ubiegłego roku w liczącym 38 tys. mieszkańców Sopocie projekty uchwał może składać grupa 200 osób. Trudno natomiast spotkać sytuację, w której projekty uchwał przygotowuje sformalizowana, wąska grupa osób spoza rady, z tej prostej przyczyny, że w odróżnieniu od rady i burmistrza nie pochodzi z wyboru społecznego. Nie posiada więc mandatu społecznego, a jednocześnie jest zbyt mało liczna. Co najwyżej może ona przedkładać swoje propozycje radzie bądź burmistrzowi (tak jak każdy mieszkaniec), a dopiero te podmioty występują – choć nie mają takiego obowiązku - z oficjalnym projektem uchwały.
Bo rada neguje
Umiejętność słuchania opinii i rad osób z różnych kręgów, również tych krytycznie nastawionych, to cnota władzy. Jeszcze ważniejsze od słuchania jest wyciąganie wniosków. Swoich doradców mają m.in. Prezydent RP, premier, ministrowie, marszałkowie województw i prezydenci miast. Na poziomie lokalnych samorządów są to rzadkie sytuacje, ponieważ najbardziej zaangażowane politycznie i społecznie osoby są już w lokalnej radzie.
W Głogówku okazało się to rozwiązanie niewystarczające. W 2007 roku w wywiadzie dla „Tygodnika Prudnickiego” Andrzej Kałamarz na pytanie, czego by sobie życzył jako burmistrz odpowiedział: - Żeby rada wreszcie dała nam szanse w realizacji tego co zamierzamy, a dopiero potem nas rozliczyła czy mieliśmy rację. A nie negowanie na początku tego, co jeszcze nie zrobiliśmy.
Próba obniżenia rangi rady
Abstrahując od przypadku głogóweckiego zapytaliśmy pozostałych włodarzy gmin powiatu prudnickiego, co sądzą o pomyśle powołania do istnienia formalnej społecznej grupy doradców przy stanowisku szefa gminy oraz czy zdecydowaliby się na powołanie takiej grupy w swojej gminie.
- Moim zdaniem mnożenie organów „doradczych”, które tak naprawdę nie ponoszą żadnej odpowiedzialności ani przed mieszkańcami, ani pod względem prawnym, to próba obniżenia wagi Rady Miejskiej, jako organu wybieranego i rozliczanego przez wyborców, który również pod względem prawnym ponosi pewną odpowiedzialność za swoje decyzje – przedstawia swój punkt widzenia burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych. - Ma również argumenty prawne do „pilnowania” działalności burmistrza. Kolejny temat to na podstawie jakiego „klucza” dobiera się członków takiego gremium i jaki wpływ na skład mają sami mieszkańcy, którzy przecież są odbiorcami podejmowanych
uchwał. Czy są to osoby, które w danym temacie są autorytetami. Dalsze
pytanie to składanie uchwał – tutaj znowu prawo jednoznacznie określa, kto może i na jakich warunkach składać propozycje uchwał. Reasumując: jest wiele możliwości kontaktowania się ze społeczeństwem i jego reprezentantami - spotkania, uczestnictwo w pracach różnych gremiów, konsultowanie konkretnych problemów dotyczących większej lub mniejszej grupy mieszkańców, referenda, itd. - tylko trzeba umieć i chcieć. W tym konkretnym przypadku skład zespołu mówi sam za siebie. Jestem przeciwnikiem powoływania zespołów, które nie mają postawionego konkretnego zadania do rozwiązania i przedstawienia burmistrzowi lub radzie.
Z kolei burmistrz Białej Arnold Hindera nie mówi nie takiej propozycji, ale pod warunkiem, że doradzające osoby nie będą tworzyły
formalnej grupy.
- Być może powołanie grupy doradców jest pomysłem dobrym, jednak jej sformalizowanie już nie – wyjaśnia burmistrz Hindera. – Osobiście nie zamierzam korzystać z tego pomysłu. Przynajmniej teraz.
Z kolei wójt gminy Lubrza Mariusz Kozaczek nie widzi problemu w
powołaniu takiej grupy. Wcześniej jednak zasięgnąłby opinii radnych.
Komitet ambitnie polityczny
W komitecie doradców burmistrza Głogówka znalazły się osoby o konkretnych ambicjach politycznych. W 2010 roku Tomasz Pol w ramach Komitetu Wyborczego Forum Samorządowego Plus bez sukcesu kandydował do Rady Miejskiej w Głogówku. Przemysław Pryka ma za sobą kandydowanie do sejmu (jako członek SLD) oraz w 2010 roku do Rady Powiatu w Prudniku. W ubiegłym roku był także pełnomocnikiem finansowym KW FS Plus. W 2002 roku Marek Wdowiak został wybrany na radnego miejskiego (KW Głogóweckie
Towarzystwo Gospodarcze), później już jednak nie kandydował. W ubiegłym
roku Mieczysław Wójcicki bez efektu walczył o mandat radnego miejskiego
Głogówka również z KW FS Plus.
Powtarzające się Forum Samorządowe nie jest przypadkowe. Andrzej
Kałamarz był kandydatem tego komitetu na burmistrza. Wpływy Forum -
ugrupowania o spory ambicjach politycznych – w grupie doradców burmistrza będą bardzo duże, a nawet kluczowe.
         Dla części członków komitetu mającego w założeniach mieć część funkcji przypisanych radzie miejskiej, będzie to „poczekalnia” do kolejnych wyborów.
Najwięcej pretensji powinni mieć wyborcy, którzy niektórym członkom zawiązanego komitetu doradców w ubiegłorocznych wyborach samorządowych
wyraźnie powiedzieli „nie”, nie wybierając ich na radnych.
Andrzej Dereń
TP 9 marca 2011r

niedziela, 6 marca 2011

Co z tą współpracą pomiędzy starostwem, a gminą Głogówek?

Wywiad z wicestarostą Powiatu Prudnickiego Józefem Skibą
Panie starosto, na sesji Rady Miejskiej w Głogówku w dniu 30 grudnia 2010 r. radny Mieczysław Hołotko zapytał czy gmina nie wiedziała wcześniej o remoncie drogi Głogówek – Żużela (ciąg ul. 3 Maja w Głogówku).Burmistrz odpowiedział, m. In. „wskazany przez starostwo termin jest nierealny do wykonania, zasugerował celowość takiego posunięcia w celu obarczenia winą Gminy za niewykonanie inwestycji.”. Co Pan na to?
To nie Gmina wykonuje inwestycję tylko Powiat, więc nie wiem, po co ta asekuracja. Pierwsze uzgodnienia, co do wykonywania zadania zostały ustalone z burmistrzami gmin naszego powiatu w dniu 12 marca 2010 r., gdzie wspólnie ustalono, że tzw. schetynówki w 2011r będą wykonywane na terenie gminy Głogówek wskazując drogi ul. 3 Maja z Wiejską oraz droga relacji Mionów - Mochów. Ustalono w obecności wiceburmistrz Barbary Wróbel, że gmina na obie drogi przeznaczy odpowiednio 120 tys. zł na pierwsza drogę i 200 tys. zł na drugą (druga to droga Mionów – Mochów – jw.). W dniu 30 lipca 2010r przesłano pismo do gminy określając zakres remontu  z  prośbą o ujęcie zdeklarowanych środków finansowych w swoim budżecie.
Czyli wszystko było załatwione tak, jak należy?
Nie do końca. Gmina Głogówek pismem z dnia  31 sierpnia 2010 r. ustosunkowała się tylko do drogi Mionów - Mochów deklarując dofinansowanie w kwocie 100 tys. zł. Byłem obecny na kolejnej sesji Rady Miejskiej w Głogówku. Przedstawiłem jeszcze raz ówczesną deklarację gminy, co do wspólnego finansowania remontu w/w dróg, jednocześnie wyjaśniając że od miesiąca lipca 2010 r. wykonywane są na dokumentacje projektowe dot. obydwu dróg. Burmistrz Głogówka nie przyjął to do wiadomości twierdząc, że on na początku września r. uzgodnił ze starostą prudnickim Radosławem Roszkowskim remont drogi do Kazimierza.
Zadać należy więc pytanie: skoro starosta R. Roszkowski podpisywał w lipcu 2010 r. pismo do gminy, wskazując jakie drogi będą remontowane, określając jednocześnie zakres robót, to nie mógł, chyba, godzić się na remont drogi do Kazimierza, na którą nie było żadnych szans zrobienia dokumentacji do złożenia wniosku  do konkursu, który był ogłoszony na koniec września? Ktoś coś, mówiąc delikatnie, przeinacza!
No właśnie! Starosta nie mógł takich ustaleń z burmistrzem Głogówka zrobić i tego nie uczynił!
Jak więc dalej „rozwijała” się sytuacja?
Po ogłoszeniu wyników konkursu w miesiącu listopadzie 2010 r., wiedząc, że nasze projekty znalazły się na liście rankingowej, wystąpiliśmy do zainteresowanych instytucji (Zakład Mienia Komunalnego w Głogówku, Zakład Energetyczny, Zakład Gazowniczy, telekomunikacja) aby do czasu rozpoczęcia prac remontowych, uporządkowały na ul.  3 Maja swoje urządzenia. Wszystkie instytucje, za wyjątkiem ZMK, ustosunkowały się pozytywnie do naszej prośby uzgadniając z nami zakresy robót. ZMK w Głogówku przesłał pismo, że nie jest w stanie w tak krótkim czasie przygotować się do remontu swoich urządzeń zamontowanych w ciągu ulicy 3 Maja. Zachodzi pytanie czy wymiana kilkudziesięciu (ok. 20) przyłączy wodociągowych i kilkuset (ok. 300) metrów rury  zasilającej stanowi dla gminnego zakładu duży nie do przeskoczenia problem? Podobną inwestycję będzie wykonywał zakład gazowniczy: od skrzyżowania z ul. Winiary do skrzyżowania z ul. Św. Anny łącznie po drodze z przyłączami do przyległych budynków i na wykonanie potrzebują zaledwie 2 tygodnie.
Więc, co będzie dalej z remontem tej ulicy?
W dniu 1 lutego br., na prośbę władz Gminy Głogówek, odbyło się następne spotkanie w tej sprawie. W obecności obojga burmistrzów oraz panów Waldemara Kurspiota i Alfreda Morawica ponownie przedstawiłem problemy z remontem ul. 3 Maja. Przedstawiciele gminy złożyli deklarację, że do końca lutego br. przedstawią plan remontu infrastruktury wodociągowej. Widać że jak się chce to można!  
Na wzmiankowanej grudniowej sesji radny M. Hołówko powiedział:„niniejsza sytuacja wskazuje na brak współpracy z powiatem”. Co Pan na to?
Tak Starosta Prudnicki Radosław Roszkowski, tak i ja nigdy nie działaliśmy i działać nie mamy zamiaru, z myślą o zaszkodzeniu którejkolwiek gminie! Jesteśmy otwarci i zawsze gotowi do rozmów, ale jak wiadomo do dialogu potrzeba dwóch stron. Mam nadzieje, że dla dobra gminy Głogówek, będziemy rozmawiać na wszystkie tematy,
Dziękuję za rozmowę.
Janusz Wiszniewski
TP 2.03.2011

Stracili 25 tysięcy, czyli Podgórna raz jeszcze

         W Tygodniku Prudnickim (z 16 lutego br.) zamieściliśmy artykuł zatytułowany „(Nie)przemyślany termin”. Przedstawiliśmy sprawę głogóweckiej ul. Podgórnej, gdzie remont przeciąga się ponad miarę. Dziś powracamy do tego tematu.
         W dokumencie „Aneks 3 do Listy zakwalifikowanych wniosków do dofinansowania w 2010 roku z budżetu państwa w ramach Programu Wieloletniego pod nazwą „Narodowy Program Przebudowy Dróg Lokalnych 2008 – 2011” czytamy, że w województwie opolskim dofinansowanych zostanie 49 dróg lokalnych. Na 45 pozycji znalazła się ul. Podgórna (numer ewidencyjny wniosku – NPPDL/OP/G/1 1/2009), której przyznano 39 punktów (pierwsza na tej liście gmina Namysłów otrzymała 84 pkt). Do wyremontowania było 379,94 metra za 783,5 tys. zł. Zwrócono się o tylko 30 % kosztów, choć wszyscy inni wnioskodawcy wnosili o 50 %! Przyznana kwota to 240,8 tys. złotych.
         Zasadą przyznawania w/w środków na tzw. schetynówki jest konieczność zrealizowania i rozliczenia przyznanych funduszy w tym samym roku. Jeżeli tego się nie wykona przyznane środki przepadają.
         Z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy zwróciliśmy się do Rzecznika Prasowego Wojewody Opolskiego p. Kordiana Michalaka. W następnym dniu (!) otrzymaliśmy następującą odpowiedź: W ramach Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych 2008-2011 Gmina Głogówek otrzymała dofinansowanie dla projektu pn. "Remont drogi gminnej - ulica Podgórna w Głogówku". W związku z tym, że inwestycja nie została zrealizowana  w całości do końca 2010 rok ze  względu na niekorzystne warunki atmosferyczne, Gmina Głogówek wystąpiła z prośbą o aneks zmniejszający zakres rzeczowy zadania. Dnia 28 grudnia 2010 r. Wojewoda Opolski podpisał aneks w ramach, którego Gmina Głogówek otrzymała 30,47% dofinansowania do zrealizowanych prac w ramach inwestycji tj. 215 048,21 PLN. Pozostałe do wykonania prace tj. ułożenie warstwy ścieralnej nawierzchni bitumicznej oraz nadzór  nad inwestycją Gmina Głogówek zobowiązała się wykonać ze środków własnych niezwłocznie po ustąpieniu niekorzystnych warunków atmosferycznych, jednak nie później niż do 30 kwietnia 2011 r.
         Jak widać opóźnienie „kosztowało” nas stratę ok. 25 tys. złotych. W czasach kryzysu szkoda każdej złotówki!
TP 2.03.2011

sobota, 5 marca 2011

Zarobki radnych

Jak się dowiedziałem uchwała z 2008 roku o przyznaniu podwyżki diet radnym jest niezgodna z prawem. Ale na razie to tylko informacje, które dochodzą do mnie drogą nieoficjalną. Podobno mają zwracać jakieś nieduże kwoty (niektórzy duże!). Byłby to kolejny "mocny" prawny akcent tej i poprzedniej kadencji. Uchwalać można wszystko, ale to "wszystko" musi być zgodne z prawem!
Pytanie brzmi: kto sprawdza zgodność z prawem uchwał Rady Miejskiej?
Niedługo, bo już 9 marca br. wrocławski sąd rozstrzygnie sprawę hipoteki głogóweckiego zamku. Odwołał się Urząd Miejski, po przegraniu w sądzie pierwszej instancji.

Strażackie tempo

          Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Racławicach Śląskich wzbogaci się o samochód. Oczywiście nie będzie to nowy samochód, ale ma być lepszy od posiadanego obecnie.
         Ogłoszenie do złożenia propozycji cenowej zamieszczono na stronie internetowej głogóweckiego Urzędu Miejskiego w środę 16 lutego br., zaś termin, do którego potencjalni oferenci mogą składać swoje oferty, mija w środę 23 lutego br. o godz. 11.00.
         Jak widać, tempo iście strażackie! Ale jak mówi przysłowie: kto szybko daje, dwa razy daje, choć z drugiej strony inne przysłowie głosi, że co nagle, to po diable!
TP 2.03.2011

piątek, 4 marca 2011

Można odśnieżać drogę we Wierzchu

Uniewinnieniem zakończyła się sprawa sądowa Konrada Gerlicha, rolnika z Wierzchu. Sąd Rejonowy w Prudniku uznał, że teren, na którym p. Grelich wysypał śnieg należy do gminy, a ta nie sprzeciwia się gromadzeniu tam nadmiaru śniegu.
Przypomnijmy, że tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2010 roku głogóweccy policjanci chcieli ukarać rolnika, który odgarniał śnieg z drogi dojazdowej do swojej posesji i pryzmował go na placu w centrum wsi (co robie każdego roku nie tylko on, ale także kilku sąsiadów). Sprawę zgłosiła sąsiadka, która uważała, że teren należy do niej (podobnie uważał zresztą także sołtys Wierzchu – NTO 23.12.2010r). Rolnik nie przyjął mandatu i sprawa trafiła do sądu.
Proces zakończył się po myśli p. Konrada Gerlicha, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by przy następnych opadach śniegu, właśnie tam go pryzmować. Sprawa przypomina kultowy film „Sami swoi”, ale na szczęście zdrowy rozum zwyciężył.
TP 23.03.2011

Sukces Justyny i Marcina

W poniedziałek 14 lutego br. w Studiu M Radia Opole podczas spotkania i koncertu Andrzeja Rybińskiego odbyło się uroczyste wręczenie nagród w konkursie ogłoszonym w 2010 roku przez Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu pn. „To były festiwale”.
Miło nam, że dwie pierwsze nagrody otrzymały osoby współpracujące od lat w Tygodnikiem Prudnickim. Pierwsza nagrodę otrzymał Marcin Kaczmarek za pracę pt. „Odkrycie nowej galaktyki”, a II otrzymała Justyna Weigt za pracę pt. „Z pamiętnika filozofa”. Decyzja jury była jednogłośna, więc tym większa satysfakcja autorów. Zwycięzcy konkursu otrzymają netbook i kamerę cyfrową. Gratulujemy!
Na konkurs Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu można było nadsyłać prace literackie, zdjęcia, materiały filmowe oraz nagrania dźwiękowe, a laureaci otrzymali nagrody w kategorii „prace literackie”. MPP zamierza w przyszłym roku kontynuować konkurs, więc warto w nim wziąć udział!
Warto wspomnieć, że laureaci konkursu MPP działają na różnych polach artystycznej niwy. Są założycielami i członkami opolskiego Kabaretu „Cegła”, który był kilkakrotnie nagradzany na różnych ogólnopolskich przeglądach kabaretowych (Justyna Weigt otrzymała m. in. wyróżnienie indywidualne na XXVII Lidzbarskich Wieczorach Humoru i Satyry ex aequo z Igorem Kwiatkowskim z Kabaretu Paranienormalni). W roku ubiegłym obydwoje (!) wygrali konkurs pn. „Moje magiczne miejsce” ogłoszony przez Gazetę Wyborczą – Opole. Justyna zdobyła I miejsce w kategorii najlepsze zdjęcie, a Marcin w kategorii najlepszy filmik.
TP 23.02.2011
urodzinki-opole.blogspot.com

czwartek, 3 marca 2011

Dekold, czyli kolejna wpadka

         Już niejednokrotnie mieliśmy okazję pośmiać się (przez łzy) z błędów ortograficznych, które wyłapywaliśmy na plakatach, ogłoszeniach, reklamach widocznych w Głogówku. Dziś kolejny rodzynek w tym zakalcu.
         Na jednej z witryn na ul. Zamkowej przeczytaliśmy ciekawą reklamę usług. Nie wiadomo, czy usługa będzie taka sama jakościowa jak reklama, choć z drugiej strony dekolt, czy dekold i tak wszyscy wiemy o co chodzi!
         Ciekawe tylko, że taki „wysyp” błędów ortograficznych spotkać można w Głogówku. W innych miastach także się zdarzają, ale nie w takiej ilości. Coś szwankuje z nauką języka ojczystego w głogóweckich szkołach, bo trudno przypuszczać, że wszystkie błędy popełnili przyjezdni!

Wybory w Racławicach - Nie zamknęli na klucz!

         Po skontrolowaniu przez Komisję Rewizyjną głogóweckiej Rady Miejskiej dokumentów dotyczących wyborów sołtysa w największej wsi gminy Racławic Śląskich uznano, że skarga jest bezzasadna. Jak podała Nowa Trybuna Opolska i Radio Opole (15 luty br.): „Drzwi były zamknię­te, ale nie na klucz”.
Przypomnijmy, że wybory wygrał p. Wiesław Wesołowski, który pokonał dotychczasowego sołtysa p. Tadeusza Wronę o 3 głosy, ale komisja skrutacyjna unieważniła 5 głosów! Dało to asumpt do złożenia przez 57 osób petycji – protestu (10 osób wycofało swoje podpisy po kilku dniach). W tej sprawie burmistrz Głogówka złożył doniesienie do prokuratury w Prudniku.
         Komisja Rewizyjna rozpatrzyła wszystkie punkty petycji i doszła do wniosku, że skarga jest bezzasadna. Członkowie Komisji Skrutacyjnej stwierdzili, że „burmistrz w żadnym momencie nie wtrącał się w liczenie głosów”, a siebie wyznaczył przewodniczącym zebrania, bo „miał do tego pra­wo”.

Będą doradzać burmistrzowi

W ostatnim numerze Życia Głogówka możemy przeczytać, że 25 stycznia br. powołany został Społeczny Komitet Doradczy przy Burmistrzu Głogówka.
Dziewięcioosobowy Komitet spotykać się będzie co miesiąc i oprócz doradzania burmistrzowi ma również składać własne projekty uchwał.
Burmistrzowi doradzać będą: Waldemar Kurspiot, Krystian Larysz (prezes Głogóweckiego Towarzystwa Gospodarczego), Alfred Morawiec, Tomasz Pol, Piotr Poremba, Przemysław Pryka (w czasie ostatnich wyborów samorządowych pełnomocnik finansowy KWW Forum Samorządowe Plus), Marek Wdowiak, Mieczysław Wójcicki (kandydat na radnego z KWW Forum Samorządowe Plus), Ryszard Zbirug.

Na Opolszczyźnie mamy trzech prezydentów!

         Na Opolszczyźnie dotychczas było tylko dwóch prezydentów miast: Opola i Kędzierzyna – Koźla. Od 15 lutego br. mamy ich trzech! Przynajmniej wg. Nowej Trybuny Opolskiej!
         W tym właśnie dniu ukazało się zdjęcie przedstawiające przewrócony klomb przy Alei Lipowej w Głogówku. Dziennikarz NTO zwrócił się do „rzecznika prezydenta miasta”. I w ten właśnie sposób, niezauważenie, po cichu, Burmistrz Głogówka stał się Prezydentem! Gratulujemy awansu!

Gorączka sobotniej nocy

         Mimo, że za oknami temperatury oscylują wokół 0 stopni, wiosna zbliża się nieubłaganie. Jednym z symptomów zbliżającej się wiosny jest wieczorno – sobotnia aktywność imprezowiczów.
Na schodkach łączących Aleje Lipową i ul. Dworcową w Głogówku widać pozostałości „gorączki sobotniej nocy”. Jak widać Zycie „kulturalne” przenosi się z restauracji na świeże powietrze.

Reklama dźwignią handlu

         W bezpłatnym tygodniku „Partner” ukazują się ostatnio reklamy warsztatów i zajęć organizowanych przez głogówecki Miejsko – Gminny Ośrodek Kultury. Tygodnik skierowany jest przede wszystkim do mieszkańców powiatu kędzierzyńsko – kozielskiego i głubczyckiego, ale na stronie internetowej umieszczono tylko informację o kolportażu w tym pierwszym powiecie.
 W Głogówku „pokazuje” się niekiedy właśnie w domu kultury.
         Wprawdzie tygodnik jest bezpłatny, ale reklamy, jak w każdych mediach, płatne. W ostatnich dwóch numerach „Partnera” zamieszczono trzy reklamy MGOK: 2 razy „Tańców w kręgu” i raz reklamę nauki gry na instrumentach. Prawdopodobny koszt zamieszczenie tych reklam to ok. 500 złotych.
Warto się zastanowić, czy aż tylu chętnych znajdzie się z terenów objętych dystrybucją tygodnika, by zyski przeważyły koszty.
Wszędzie dużo mówi się o oszczędzaniu, ale może sytuacja finansowa głogóweckiego Ośrodka Kultury jest tak dobra, że można sobie pozwolić na tak kosztowną reklamę?

Niefunkcjonalne kontenery!

         W ostatnim czasie pojawiły się w Głogówku nowe kontenery na odpady segregowane. Są kolorowe, estetyczne, ale mają jedną wadę – otwory wrzutowe są zbyt małe, by przez nie zmieściły się tylko trochę większe butelki plastikowe, czy nieduży karton.
         Radna Barbara Grzegorczyk zwróciła na to uwagę na sesji Rady Miejskiej (w dniu 24 stycznia br.), jednak nie otrzymała odpowiedzi. Zaproponowała, by na pojemnikach umieścić piktogramy informujących o sposobach korzystania z takich kontenerów.
         Wyrobienie, wśród mieszkańców, świadomości ekologicznej, jest procesem długotrwałym i wymagającym wielu działań. Z pewnością utrudnienie korzystania z pojemników nie służy dobrze tej sprawie. Trzeba mieć sporo samozaparcia, by stojąc przed kontenerem zgniatać karton, czy plastik do odpowiednich rozmiarów. Przypuszczam, że większe odpady (już posegregowane, „wylądują” albo obok pięknych, choć niefunkcjonalnych pojemników, albo trafią do kontenera na odpady niesegregowane. Jak widać, nie wszystko, co ładne jest dobre. Trzeba było o tym pomyśleć przez ustawieniem takich kontenerów!
         Radna B. Grzegorczyk na wzmiankowanej sesji poruszyła również sprawę zaniedbanej Bramy Zamkowej (zniszczona elewacja i ubytki w części metalowej rynny oraz brak rury spustowej), o zniszczeniach której pisaliśmy w artykule pt. Syzyfowe prace w TP z dnia 19 stycznia br. -  jednak i w tym przypadku odpowiedzi nie uzyskała. Zapewniono, że odpowiedzi na te pytania radna otrzyma na kolejnej sesji Rady Miejskiej.

środa, 2 marca 2011

Czekamy na nieszczęście?

         Na skarpie pomiędzy głogóweckimi ulicami Szkolną, a Skargi znajdują się trzy przejścia dla pieszych. Schody łączące te ulice ciągle wymagają remontu.
         Największe, znajdujące się naprzeciw ulicy Chopina, niedawno naprawiono. Niestety pozostałe, znajdujące się nad przystankiem PKS, pozostawiono bez napraw. Już teraz są one w opłakanym stanie, a jak zapowiadają meteorolodzy zima jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa, więc stan schodów może się tylko pogorszyć!
         Czyżby władze miasta czekały aż zdarzy się jakieś nieszczęście, by dopiero wtedy naprawić uszkodzenia?

Nie pozwólmy zniszczyć do końca!

         Pozostałości dawnych murów obronny zachowała się w Głogówku w dwóch miejscach. Większy przy ul. Dąbrowskiego, drugi mniejszy i niższy na skarpie pomiędzy ulicami Szkolną, a Skargi.
         O dewastowanym murze przy ul. Dąbrowskiego pisaliśmy już kilkakrotnie, a drugi mur także wymaga uwagi – nie tylko mediów, ale i władz miasta. Część pozostałości po murze obronnym jest jeszcze w jako takim stanie, ale część wymaga natychmiastowego remontu.
         Z pewnością władze miasta mają na głowie inne potrzeby, ale o wspólne dziedzictwo należy również zadbać!

„Ruscy” w Głogówku

         Gdy późną wiosną 1945 roku wróciłem z czechosłowackiego obozu internowania do rodzinnego Głogówka zastałem tutaj liczny garnizon wojsk radzieckich.  Już następnego dnia po powrocie zostałem „zaangażowany” jako pomoc kuchenna przez sztab wojsk lotniczych rezydujących na głogóweckim zamku.
Jako „chłopiec kuchenny” otrzymałem przepustkę z wielką pieczęcią z czerwoną gwiazdą, na której widniało m. in. po rosyjsku moje imię – Jefim. Wnet okazało się, że to arcyważny dokument, który nie tylko dawał prawo swobodnego poruszania się (także nocą) po mieście i okolicy, ale także dzięki niemu wzrósł mój autorytet wśród niewiast. Niejedna z nich szukała „bliskości” mojej osoby wieczorem i w nocy właśnie ze względu na ową przepustkę. Zdarzało się bowiem często, że samowolne sołdackie patrole, pod pretekstem szukania żołnierzy niemieckich lub kontroli sanitarnej, wchodziły do domów w poszukiwaniu młodych kobiet. Wtedy to, jako posiadacz przepustki, strasznie „gębowałem”, przeklinałem po rosyjsku i wymachując ową przepustką groziłem poskarżeniem się u „naczalnika” kuchni, który był postrachem całego garnizonu. Uspokajano mnie i mówiono, że to naprawdę tylko pomyłka. Niejedna niewiasta i dziewczyna była mocno zobowiązana za to przedstawienie, ale nie korzystałem z tych „adoracji”, gdyż miałem 14 lat i „do tych spraw” było jeszcze bardzo daleko.
Po pracy w zamku, czyli obieraniu na akord kartofli oraz wyjazdach z żołnierzami sowieckimi na okoliczne pola w celu „zorganizowania” żywności, zostałem oddelegowany do pięknej radzieckiej lekarki wojskowej mieszkającej w domu Łaciaka przy Hellbergu w celu poduczenia jej w języku niemieckim i angielskim. Dzięki temu uzyskałem „przywilej” korzystania z klozetu oficerskiego (tak samo jak i dla szeregowców był to klozet zbiorowy!). Początkowo trochę się wstydziłem korzystać z tego przywileju, gdyż nie dość, że klozet zbiorowy, to korzystały z niego w tym samy, czasie również kobiety!
Codziennie z okien zamkowej kuchni widać było zwłoki żołnierzy radzieckich przywożone z okolicznych pół, lub ze szpitala mieszczącego się w liceum (obecnie Zespół Szkół przy ul. Powstańców Śląskich). Pośród mieszkańców Głogówka rozpowszechniona była plotka, jakoby „zbyt” długim trupom ucinano głowy przed włożeniem do trumny. Zapytałem o to „moją” lekarkę (starszy lejtnant). Odpowiedziała, że czyni się tak ze względów ekonomicznych!
Żołnierze radzieccy zamkowy staw traktowali jak swój letni basen. Zawsze było tam bardzo wesoło: śmiechy, chichy serdeczne poklepywanie po pupach itp. Nigdy nie widziałem tylu nagich kobiet w jednym miejscu (!). Naturalnie mężczyźni kąpali się także nago, co mnie jednak mniej interesowało. Trzeba jednak powiedzieć, że panował tam wielki rygor – nad brzegiem stawu zawsze obecna była żandarmeria wojskowa, która pilnowała „moralności socjalistycznej”. Gdy pewnego razu chciałem skorzystać z możliwości wspólnej kąpieli zjawiła się rosyjska piękność z policji wojskowej, która zwróciła mi uwagę, że kąpielówki należy zdjąć, gdyż jest równouprawnienie!
Domy położone przy dzisiejszej ulicy Kościuszki zajął batalion rekonwalescentów. „Letnie ubranie wyjściowe” zwykłych żołnierzy składało się z czystych białych zimowych kalesonów, białej podkoszulki, butów żołnierskich i furażerki. W takim stroju wchodzili na drzewa owocowe, a później zaglądali w czasie mszy do kościołów – „Farorz się złościli, a Lud Boży był wesoły”. Rekonwalescenci - podoficerowie nosili eleganckie poniemieckie pidżamy, a oficerom przysługiwał nowy cywilny szlafrok i oficerska wyjściowa czapka.
Pamiętam pierwszy bal na zamku. Kobietom – żołnierkom rozdano nowiusieńkie poniemieckie koszule nocne – im wyższy stopień, tym ozdobniejsza koszula!
Pewnego dnia zostałem wysłany do dawnego domu starców – robotników rolnych hrabiego von Oppersdorffa na Paulińskich Łąkach. Odbywał się tam „konkurs” na stanowisko starszego pastucha. Tam bowiem radzieckie wojsko utrzymywało stado krów skonfiskowanych aż na dalekich Węgrzech. Mieszkały tam również tubylcze dojarki. Wśród kandydatów na to stanowisko byli również i ludzie starsi, którzy służyli w Volkssturmie, Ja byłem najmniejszy i najmłodszy, jednak według „kryteriów” naszego politruka „konkurs” wygrałem! Powodów było chyba kilka: znałem najwięcej języków (obok niemieckiego angielski i łacina), miałem ukończone najwięcej klas gimnazjalnych, wiedziałem, że radziecki minister sprawa zagranicznych nazywa się Mołotow, a przede wszystkim nie należałem do Hitlerjugend (bo byłem za młody!). Na znak mojej „godności” dostałem wielką nahajkę i do dyspozycji wielkiego oswojonego węgierskiego wołu, który był moim ersatz – koniem. Kolegom, którzy zostali zwykłymi pastuchami „sowieckiej armii” politruk zagroził ostrymi karami w wypadku, gdyby nie słuchali moich rozkazów. W pracy musieliśmy być najpóźniej o godzinie piątej, by zagonić krowy do dojenia, później wygnać je na cały dzień, obojętnie czy był upał, czy też ulewa, na pobliskie łąki. Ponieważ Osobłoga uchodziła za skażoną przez cały dzień piliśmy tylko mleko, w związku z tym mieliśmy bezustannie biegunkę. Wieczorem spędzaliśmy bydło na dojenie, a my mogliśmy udać się do domów na spoczynek. Niekiedy dostawałem „prikaz”, by jedną krowę zostawić na łąkach. Wiem, że była ona, za wódkę, sprzedawana jakiemuś śląskiemu bauerowi, lub rolnikowi – zabużaninowi. Musiałem wtedy pisać protokół, że krowa zdechła.
Pewnego razu zachorowałem na tyfus i żółtaczkę i musiałem przeleżeć w łóżku prawie pół roku. Była późna jesień, gdy prawie cały garnizon radziecki opuścił, przy dźwiękach orkiestry wojskowej, Głogówek. „Ruscy” opuścili także budynki przy mojej ulicy Sobieskiego, na zapleczu której nie raz, nie dwa lądował jednomotorowy samolot (lotnisko było w Rozkochowie).
Wspomnienia Joachima Georga Gerlicha
opr. Janusz Wiszniewski

Tato! Chwalą nas!!!

         Był taki skecz kabaretowy, w którym jeden z aktorów mówił właśnie: Tato! Chwalą nas!, drugi pytał: kto i otrzymywał odpowiedź: Wy mnie, a ja was! I to chyba najlepszy komentarz do notatki, która ukazała się na stronie internetowej głogóweckiego Miejsko – Gminnego Ośrodka Kultury.
         W notatce podpisanej MWR, czyli można przypuszczać, że jest to p. redaktor Życia Głogówka i jednocześnie rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego, czytamy, że w dniu 26 stycznia br. w Głogówku gościła redaktor Radia Opole p. Halina Nabrdalik. Prowadziła program mający na celu podstawienie gminnych ośrodków kultury. Przy okazji prowadzony jest ranking sms – owy (co generuje zyski Radia Opole!) poszczególnych domów kultury. Jak pisze MWR: „otrzymaliśmy 234 głosów na tak, 0 głosów na nie”.
I teraz nie wiadomo czy się cieszyć, czy też smucić: czy Głogówecki ośrodek kultury jest tak dobry, że nikt nie zagłosował przeciw, czy też, jak mówi to młodzież „to ściema”? Coś nie za bardzo chce się wierzyć, że jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej! Ani jednego głosu przeciwko?? MWR pisze dalej: „Za wszystkie głosy oddane na  nasz ośrodek serdecznie dziękujemy!”. Pytanie brzmi – komu dziękujemy?

wtorek, 1 marca 2011

Miało być za darmo!

         Kiedy likwidowano kasę w Zakładzie Mienia Komunalnego w Głogówku, gdzie nie pobierano opłat za wszystkie należności, tłumaczono, że likwidacja jednego etatu, pozwoli „uzdrowić” sytuację finansową Zakładu. Obiecywano, że nikt na tym nie „straci” (za wyjątkiem osoby zwalnianej!), a opłaty będzie można uiszczać w Banku Spółdzielczym bezpłatnie!
         Minęły dwa lata, a sytuacja trochę się zmieniła! Kasy w Zakładzie Mienia Komunalnego nie ma, osoba prowadząca kasę została zwolniona, ale ludzie, którzy muszą jakieś opłaty czynić, muszą za każdą operację płacić w Banku Spółdzielczym 1 złoty za każdą operację!
         Na sesji Rady Miejskiej niedotrzymanie obietnic władzy poruszył radny Mariusz Wdowikowski. W odpowiedzi uzyskał odpowiedź burmistrza: obecnie zmienił się Zarząd (chyba Banku Spółdzielczego?-  jw) i nie wie (burmistrz? – jw), w jaki sposób rozwiążą tą kwestię oraz że w obecnych czasach jest wiele innych alternatywnych form płatności (jakich!!! – jw).
         Odpowiedź trochę pokrętna, gdyż obiecując dwa lata temu, że klienci Zakładu Mienia Komunalnego nie będą ponosić kosztów likwidacji stanowiska kasjera, zawarł pewnego rodzaju „porozumienie” z mieszkańcami Głogówka – on likwiduje stanowisko pracy, ale oni nie muszą za to ponosić dodatkowych kosztów. Wprawdzie nigdzie nie powiedziano ile ta „umowa” ma trwać, ale odczucia obywateli są chyba trochę inne niż władz!
         W tym miejscu przypomina się dowcip opowiadany w kabarecie Jana Pietrzaka „Pod Egidą”: gdy władza mówi, że podniesie opłaty, to podniesie, zaś, gdy władza obiecuje, że opłat nie będzie, to obiecuje.
TP 16.02.2011

Prorok, czy cóś?

         Ktoś pracujący w naszym Urzędzie powinien grać w totolotka! Przewidzieć, to znaczy wygrać!
         Na liście zakwalifikowanych wniosków wraz z głogówecką ul. Podgórną znalazło się jeszcze 48 innych dróg w województwie opolskim. Wszystkie pozostałe wnioski aplikowały o 50% dopłaty, a my jedyni o 30%! Wydawałoby się, że to jakaś pomyłka, że nie chcemy pieniędzy, ale to po prostu proroctwo!
         Do końca roku remontu nie skończono z powodu zimowej aury i musiano podpisać aneks. W tym aneksie czytamy, że nasza gmina otrzymała dotację w wysokości …. 30%, czyli tyle o ile aplikowała! Różnica wyniosła 25 tys. zł, ale to szczegół.
         Ktoś piszący aplikację naprawdę musiał wziąć pod uwagę kilka czynników: termin przyjścia zimy (nie co roku zima przychodzi w grudniu!), kwotę wykonanych do końca roku robót (prawie dokładnie taka, o jaką aplikowaliśmy!), zgoda Urzędu Wojewódzkiego na podpisanie aneksu itd. Wszystkie te warunki zostały spełnione i udało się!
Człowieku graj w LOTTO!