O Białorusi pisałem w “Beczce” wiele razy, choć tam nie byłem. Niektórzy uważają, że nie należy pisać o kraju, w którym się nie było. To błędny pogląd. Gdy chce się obiektywnie pisać o jakimś kraju, to nawet lepiej do niego nie jechać, ale polegać na tym, co mówią inni. Jeden mówi tak, drugi siak, trzeci jeszcze inaczej. Słuchając wszystkich, można sobie wyrobić w miarę obiektywny pogląd.
Niedawno pojechałem jednak na Białoruś i zobaczyłem ją na własne oczy. Gdy ktoś powie mi teraz, jak tam jest, a ja widziałem co innego, to mógłbym pomyśleć: Co on plecie?! Byłem tam i widziałem, że jest inaczej. Świadkowie często źle widzą, błędnie interpretują i zawodzi ich pamięć etc. Niemal każdy uważa jednak, że to inni świadkowie się mylą a on sam dobrze widział i doskonale wie, jak jest. Lepiej więc samemu nie być świadkiem, gdy chce się obiektywnie osądzać. Dlaczego zatem pojechałem na Białoruś? - To wymaga dłuższego wyjaśnienia.
W styczniu Janusz Sanocki z “Nowin Nyskich” udzielił wywiadu białoruskiej telewizji. Posypały się na niego gromy. Nikt nie zarzucił Sanockiemu kłamstwa, bo mówił prawdę. Panuje jednak u nas przekonanie, że o naszych polskich złych sprawach nie wolno mówić białoruskiej telewizji, nawet prawdy. Z Białorusina, który kłamie w polskich mediach na temat swej ojczyzny, robi się u nas bohatera, dzielnego opozycjonistę, choć tak po prawdzie to zwykle kanalia. To nasza polska moralność Kalego.
Ze wszystkich reakcji na wywiad Sanockiego najciekawsza była reakcja wojewody Ryszarda Wilczyńskiego. Na łamach “nto” wyraził on opinię, że sprawą wywiadu, udzielonego przez Sanockiego białoruskiej telewizji, powinna się zająć ABW. Na tę wypowiedź wojewody zareagowało oburzeniem stowarzyszenie “Obywatele Przeciw Bezprawiu”, uznając, że skandalem nie jest wywiad udzielony przez Sanockiego, ale fakt, że polski wojewoda, czyli przedstawiciel polskiego rządu, straszy służbami specjalnymi dziennikarza, który walczy o poszanowanie praw obywatelskich.
Stowarzyszenie jest w zbyt gorącej wodzie kąpane. Wojewoda Wilczyński zapewne był zaskoczony całą sprawą i powiedział coś, czego nie przemyślał. Nie wierzę, że gdyby pozwolono mu choć chwilę się zastanowić, to powiedziałby to samo. W wypowiedzi Ryszarda Wilczyńskiego jest jednak pewien błąd, którego Stowarzyszenie nie zauważyło, a więc jakby też go popełniło. Tym błędem jest przekonanie, że polskie służby specjalne trzeba poszturchiwać, by coś robiły. Otóż ja nie wierzę, że nasze służby nie wiedziały o wizycie białoruskich dziennikarzy w Nysie. Wiedziały doskonale i wojewoda nie musiał im niczego wskazywać.
Gdy zapytano mnie o chęć wyjazdu na Białoruś, na zaproszenie tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych, zgodziłem się natychmiast. Program wizyty, obejmujący dni 14-18 marca, otrzymałem 23 lutego. Było w nim m.in. spotkanie z białoruską centralną komisją wyborczą i jednym z białoruskich ministrów. Jestem przekonany, że polskie służby specjalne znały ten program wcześniej ode mnie. Miały więc trzy tygodnie, by powstrzymać mnie.
Gdyby służby oceniły, że nasz wyjazd na Białoruś może zaszkodzić Polsce, to powinny były powstrzymać nas. Wygląda na to, że oceniły inaczej. Przypuszczam, że wręcz uznały naszą wizytę na Białorusi za korzystną dla Polski. Nikt ze służb specjalnych nie kontaktował się też ze mną, by mi udzielić jakichś instrukcji. Wnoszę z tego, że służby wierzą nie tylko w moją obywatelską lojalność ale i w polityczny rozsądek. Cieszy mnie to zaufanie. Podczas wizyty starałem się okazać Białorusinom, że wielu Polaków docenia ich sukcesy oraz życzliwość względem nas i z utęsknieniem czeka na rozumniejszą polską politykę zagraniczną.
W stosunku do Białorusi Polska zrobiła wiele złego. Od lat politycy i media w Polsce prowadzą obrzydliwą kampanię kłamstw przeciw Białorusi, starając się zohydzić ten kraj i jego władze. Od lat Polska łoży pieniądze na mieszanie Białorusinom w głowach (zwłaszcza młodym) i buntowanie ich przeciw własnej ojczyźnie. Takie działania są może w interesie różnych obcych sił, którym się wysługujemy, ale na pewno nie są w interesie Polski. W interesie Polski jest byśmy żyli z Białorusią w przyjaźni, byśmy szanowali wzajemnie swe prawo do wyboru własnej drogi, byśmy rozwijali z Białorusią współpracę gospodarczą, wymianę kulturalną, ruch turystyczny etc.
Dziś nie da się już kontynuować dotychczasowej polityki względem Białorusi. Ta świadomość rośnie wśród polskich elit politycznych. Ogromny gmach kłamstw na temat Białorusi runie lada moment, bo w ekspresowym tempie zwykli Polacy przestają w te kłamstwa wierzyć. Przybywa tych, którzy oceniają, że Białorusinom żyje się lepiej niż nam. Nie bez powodu w “Beczce” nr 2(241) z 26 stycznia przytaczałem wypowiedź Agnieszki Romaszewskiej (szefowa Biełsatu), która w rozmowie z Polskim Radiem sygnalizowała, że na wschodzie Polski szerzy się mit, iż na Białorusi żyje się świetnie. Ten “mit” szerzy się dziś nie tylko na wschodzie, ale już w całej Polsce.
CIA trudno podejrzewać o sympatię do Białorusi. Tymczasem ta amerykańska agencja wywiadowcza informuje, że per saldo Polska traci dziś ok. 18 tys. ludzi rocznie wskutek trwałej emigracji zaś Białoruś per saldo zyskuje ok. 4 tys. obywateli rocznie dzięki imigracji. Jeśli nic nie zmienimy, to wkrótce może ruszyć potężna fala emigracji z Polski na Białoruś. Dlaczego?
Piotr Badura
cdn
W Ambasadzie Białorusi w Polsce w dniu wyjazdu. Drugi od lewej Aleksei Zelenko, I sekretarz ambasady.
Tekst ukazł się w dwutygodniku BECZKA Nr 5/2011